piątek, 9 maja 2014

Rozdział 9.

Ko­lej­ny wstrząs.
Żad­nej zmiany.
Jeszcze je­den.
Brak pul­su.

Po­tem z niewiado­mych po­wodów, je­den z le­karzy zaczął cho­wać sprzęt. In­ni ściąga­li ręka­wiczki i ma­seczki, jak­by skończy­li ope­rować. 

- Godzi­na zgo­nu, 22:30. – jak przez mgłę usłyszałem głos mężczyz­ny w kit­lu.

Nie mogła um­rzeć. To się nie działo nap­rawdę. Ona. Nie. Umarła.

- Nie! – wrzasnęłem płaczli­wie, uderzając ręko­ma w szybę – Nie, nie, nie, nie! Co wy ro­bicie?! Ra­tuj­cie ją! 

Wszys­cy z sa­li zwróci­li się w moją stronę, kiedy wciąż krzyczałem na­kazując im nie prze­rywać ope­rac­ji. Na ich twarzach ma­lowało się zas­kocze­nie połączo­ne ze strachem. W końcu dwójka z nich przeszła do po­mie­szcze­nia, w którym się znaj­do­wałem.

- Proszę stąd wyjść. – oz­najmił pier­wszy – Nie wol­no tu prze­bywać.
- Nig­dzie się stąd nie ruszę, dopóki jej nie ura­tuje­cie! – wrzasnęłem mu pros­to w twarz – Ona mu­si żyć! Mu­sicie ją ra­tować! Co wy do cho­lery tu jeszcze ro­bicie?! Idźcie tam i coś zróbcie! 
- Ta ko­bieta zos­tała przy­wieziona w sta­nie kry­tycznym. – po­wie­dział dru­gi – Prak­tycznie nie było szans…
- Przes­tań! Na­wet te­go nie mów! Mo­ja dziewczyna mu­si żyć, ro­zumiecie?! Ona mu­si żyć! Ona mu­si… Ona…

Po­woli osunęłem się na ziemię. Płakałem, a moim ciałem wstrząsały silne konwulsje. Właśnie widziałem śmierć mo­jej Nicoll. Widziałem jak le­karze rzu­cają ręka­wice, pod­pi­sując jej wy­rok śmier­ci.
Widziałem, jak umiera wszys­tko, co kocham.
- To nie może się tak skończyć. - gwałtownie wstałem i wbiegłem do sali operacyjnej. Lekarze i pielęganrki próbowali mnie dorwać, lecz byłem sprawniejszy i szybszy od tych podstrarzały zabójców.
W sali było jedno światło zapalone. Nad Nicoll. Pięknie ją oświecając. 
Niewinna.
Piękna.
Młoda.
Moja.
Podeszłem do najpiękniejszej istoty na ziemi, ujęłem jej ręke, po czym zbliżyłem usta do ust i wyszpetałem " Kocham Cię". Ucałowałem jej zimne, suche usta, a kolejna łza wydostała się.
Nagle dziewczyna zacieśniła swój uścisk. W moich oczach zawitała nadzieja.
- POMOCY ! - krzyknęłem do drzwi, którymi się tu dostałem. Do sali wbiegł lekarz z pielęgniarką - Ona żyje ! - pokazałem na dziewczyne.
Lekarz podszedł do Nicoll i zaczął sprawdzać dwoma palcami na jej szyii tętno.
Jego oczy roszerzyły się - To cud ! - wybęłkotał w szoku
- DAWAĆ MI TU SPRZĘT I WYPROWADZiĆ GO ! - wrzasnął, po czym sam wyszłem by nie utrudniać im pracy.
Sie­działem sa­mot­nie przez wiele godzin, niemo wpat­rując się w drzwi od sa­li ope­racyj­nej. Cza­sami wsta­wałem, szedłem wzdłuż ko­rytarza i znów wra­całam na swo­je zielo­ne, plas­ti­kowe krze­sełko. Uk­ry­wałem twarz w dłoniach, szar­pałem włosy i, poz­ba­wiony głosu, krzyczałem
Twoja przyjaciółka, a mojas siostra sie­działa obok, jak­by spa­raliżowa­na, za­cis­kając kur­czo­wo pięści.
Pow­tarzałem so­bie nieus­tająco, że niedługo się zo­baczy­my, że jeszcze kil­ka mi­nut i znów uj­rzę twoją twarz...
Pęka mi ser­ce. Z tak wielu po­wodów. Z bra­ku cza­su, z niemo­cy, z bez­radności. 

~*~
Z dnia na dzień z mi­nuty na mi­nute mo­ja wiara tra­ciła na si­le, z godzi­ny na godzi­ne co­raz trud­niej mi było pow­strzy­mywac sie od płaczu. Siedząc przy twoim szpi­tal­nym łóżku wy­lałem ocean łez, trzy­mając cie za ręke dop­ro­wadzałem do te­go że tra­ciłem w niej czu­cie. Wszys­tko to po to byś sie obudziła, wszys­tko to po to byś poczuła że jes­tem. Mialiard słów wy­powiadałem do Ciebie codzien­nie mając nadzieje że mnie słyszysz, upor­czy­wie pow­tarzając Ci że mu­sisz sie obudzić, mu­sisz zro­bic to dla mnie. Sie­działem godzi­nami, łkałem i pro­siłem Bo­ga żeby mi Cie od­dał. Gdy nie miałam czym płakać, wydzierałem sie na wszys­tkich żeby od­reago­wać. Wy­paliłem od po­nie­działku chy­ba ze sto pa­pierosów. Nie opuściłem Cię od momentu kiedy przywieźli Cię z sali operacyjnej, po tygodniu wyglądałem jak zom­bie. Gemma błaga mnie żeby chociaż coś zjadł, ale straciłem apetyt. Moim życiem jesteś ty.  Codzien­nie pot­ra­fię płakać jak jebane dziecko, nie było sekundy żebym o Tobie nie myślał.
Wszystko to dlatego że tak bardzo Cie kocham, dopiero gdy mogłem Cie stracić uświadomiłem sobie jak wiele miałem tuż obok. 
Nikt nie ma pojęcia co przeżywam każdej nocy, każdy sen jest koszmarem, śni mi się pogrzeb, śni mi się że twoje serce odmówiło posłuszeństwa, śni mi się że płacze nad twoja trumną... Tak bardzo Cie kocham, nie chce Cie stracić, proszę, błagam wróć.

_______________________________________________________
Przepraszam za błędy, ale już nie miałam siły ich dziś poprawić. :c
Kocham was.
Nie opuszczajcie mnie.
Ja tu codziennie zaglądam jak i na inne blogi. Nawet nie wiecie jak wielki uśmiech pojawia się na mojej twarzy gdy widzę tak prosty, ale znaczący komentarz np. "next" lub "podoba mi się"

Serdecznie zapraszam do nowego opowiadania gdzie wkładam całą siebie !

5 komentarzy:

  1. Super :-). Kat

    OdpowiedzUsuń
  2. Omfg *-* Next i to szybko genialne i takie dvbgsdiubahuvhb omg omg omg omg omg next !

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na następny :) Genialny jak zwykle :*

    OdpowiedzUsuń
  4. O Jezuu !! Rycze !!! Niech ona żyje i odzyska pamięć i niech bd razem i wszystko bd zajebiście <333

    OdpowiedzUsuń