piątek, 2 maja 2014

Rozdział 8.

~*~

Gdy wróciłam do akademika nie zostałam tam Gemmy, bardzo dziwne. Od mojego wyjścia nie dzwoniła, a nawet nie pisała. Oddaliliśmy się, smutno mi z tego powodu. Może znamy się tylko rok, ale naprawdę bardzo się ze sobą zżyłyśmy. W ciągu tych kilku dni moje życie się troszkę pogmatwało... troszkę.. 
 mojej głowie panuje chaos, natłok słów, obrazów, jego.
Czuje się jakbym zdradziła Liama. 
Kurwa. 
Przecież ja go zdradziłam, ale nie patrząc on też mnie zdradził. Udawał, grał przede mną. 
Czy nasz związek jest, był prawdziwy? 
Tyle pytań, zero odpowiedzi...
Chyba powinnam wyjechać ze Styles`em. Może wciągu tych dni, kiedy wszystko przeanalizuje będę mieć już odpowiedź dla wszystkich? Albo co gorsza wszystko się jeszcze bardziej popsuje. Nie mam pojęcia, muszę się położyć.

~*~

- Wstawaj ! - Rozległ się krzyk i głośne walenie do drzwi
Dziewczyna będąc jeszcze w półśnie zerwała się nagle i przysiadł na łóżku. Następnie przełożyła nogi na miękki dywan i rozciągnęła ręce. Przetarła
zlepione oczy, szybko spoglądnęła jeszcze na łóżko Gemmy, które było nienaruszone, po czym skierowała się do drzwi.
- Liam ? - Nicoll stanęła jak zamurowana, nie mogąc uwierzyć że właśnie stoi przed "swoim" chłopakiem
- A kogoś innego się spodziewałaś ? - odezwał się chamsko, nie wyglądał już jak ten troskliwy i kochający chłopak
- Może. Co ty tu robisz ? 
- Zbieraj się wyjeżdżamy ! - chłopak wtargnął do pokoju, lekko popychając zdziwioną dziewczyne, która nadal analizowała słowa Payne`a
- Ogłuchłaś ?! - wrzasnął na nastolatkę, która się przeraziła nagłą zmianą Liama
- Nigdzie z tobą się nie wybieram ! - zebrała w sobie trochę odwagi i tym samy tonem co jej przeciwnik wrzasnęła
- Ty tu nie masz nic do gadania, spakujesz się sama czy Ci pomóc ?
- Sama. - burknęła pod nosem z niezadowolenia. Otworzyła szafę, którą dzieliła z Gemmą i wyciągnęła swój plecak.
- Lepiej walizkę, bo chyba nie zmieści Ci się wszystko. - posłuchała się go, po czym wyciągnęła czarną walizkę na kółkach. Zaczęła wkładać tam wszystkie swoje ubrania, dodatki i inne jej rzeczy. Ukradkiem chwyciła z szafki nocnej telefon, ale chłopak zauważył zły ruch dziewczyny i mocno objął jej nadgarstek. Dziewczyna w panice uderzyła przeciwnika w czuły punkt i szybko wybiegła do łazienki zamykając ją na klucz. Trzęsącymi rękami wybrała numer Gemmy, niestety zawitała ją poczta głosowa. 
Pisnęła ze strachu, kiedy chłopak zaczął dobijać się do drzwi łazienki, krzycząc że ją zabije jak nie otworzy.
Weszła do wanny i tym razem wystukała numer Harrego, który odebrał po dwóch sygnałach.
- Hallo ? - w słuchawce usłyszała zaspany ochrypły głos
- Pomocy ! - udało jej się wydusić przez łzy
- Nicoll ! CO SIĘ DZIEJE ?! 
- Liam... - pisnęła
Do łazienki wtargnął wkurwiony chłopak, z jego prawej ręki sączyła się czerwona krew. Wyrwał osiemnastolatce komórkę i rzucił nią o białe płytki.
Chwycił ją za włosy i wywlókł z łazienki, dziewczyna przeraźliwie płakała. 
- Co tu się dzieje ?! - usłyszała przerażony głos Gemmy,a potem Liam wyciągnął zza paska broń mierząc do przeciwniczki.
- Przepuść nas grzecznie, a nic Ci się nie stanie...
- NIE! Puść ją ! - krzyknęła, chłopak puścił włosy Nicoll i odblokował broń. Nastolatka zasłoniła szybko przyjaciółkę. Usłyszała wystrzał. Ciemność. 

~*~



Biegnij.

Tylko to zaprzątało teraz moje myśli. Jak najszybciej dobiegnij do celu. Nie trać czasu. Nie waż się zatrzymywać.

Nawet nie myśl. Po prostu biegnij.

Czarna nawierzchnia szpi­tal­ne­go par­kingu zle­wała się z nocnym niebem, i gdy­by nie białe li­nie, wy­malo­wane co ja­kiś czas na as­falcie, miałbym wrażenie, że la­tam w ciem­ności. Ale te­raz nie wol­no mi marzyć. Nie ma na to cza­su.

Wsłuchałem się w odgłos uderza­nia moich butów o ziemię, aby bar­dziej sku­pić się na biegu. Byłem strasznie zmęczo­ny, ale nie mogłem się pod­da­wać. To już końcówka, już pra­wie byłem u ce­lu. Zos­tało mi tyl­ko sto metrów, dziewięćdziesiąt, osiem­dziesiąt...

Ja­kiś sa­mochód za­hamo­wał z pis­kiem tuż prze­de mną, dzięki cze­mu nie wpadłem mu pod koła. Kierow­ca wy­siadł z niego i skiero­wał w moją stronę ciąg siar­czys­tych wul­ga­ryzmów, ale nie miałem za­miaru ich wysłuchi­wać, więc po pros­tu popędziłem da­lej, całko­wicie go ig­no­rując.

Zos­tało niecałe dwadzieścia metrów, dziesięć, kil­ka kroków...

Auto­matyczne drzwi roz­sunęły się przed moim no­sem i wbiegłem do jas­no oświet­lo­nej Iz­by Przyjęć. Mu­siałem poświęcić kil­ka cen­nych se­kund, aby mo­je oczy przes­ta­wiły się z try­bu "ciem­ność", na zu­pełne prze­ciwieństwo. Po­tem popędziłem w kierun­ku wind. Wpadłem do pier­wszej, która się prze­de mną ot­worzyła i wcisnęłem przy­cisk z liczbą 4. 

Czte­ry piętra. Tyl­ko i aż ty­le. Nor­malnie w ogóle nie odważyłbym się tu wejść, ale w sy­tuac­jach kry­zyso­wych nawet mój lęk, który miałem od "śmierci" Julii, mu­siała iść w cień. Zam­knęłem oczy i cze­kałem aż ta za­wie­szo­na na kil­ku sznur­kach klat­ka, po­der­wie się do góry, wyw­ra­cając wszystkie mo­je wnętrzności i za­niesie mnie na właści­wie piętro.

Kiedy w końcu drzwi ot­warły się na moim po­ziomie, wy­biegłem stamtąd, obiecując so­bie, że już nig­dy więcej tam nie wejdę. Ruszyłam da­lej ko­rytarzem, a ludzie roz­stępo­wali się na bo­ki, stwarzając mi wa­run­ki do biegu, które chętnie wy­korzys­tałem. Zwol­niłem do­piero za zakrętem, kiedy zo­baczyłem sku­loną pos­tać na jed­nym z krze­seł.

Stanęłam obok Gemmy i cze­kałem na jakąkol­wiek reak­cję. Nic nie nastąpiło.

- Gdzie ona jest? - wy­sapałem

Pod­niosła głowę, jak­by do­piero te­raz zdał so­bie sprawę z mo­jej obec­ności. Miała szklis­te oczy, a na po­liczkach były wi­doczne stróżki po niedaw­nych łzach.

- Jak się tu dos­tałeś? - za­pytała, jed­nocześnie ścierając z twarzy śla­dy płaczu.
- Przy­biegłem. - przer­wałem jej - Gdzie ona jest?
- Prze­biegłeś całe osiem ki­lometrów? 
- Gemma, gdzie jest ona?!

Przez chwilę mil­czała, ale dob­rze wie­działa, że nie ustąpię.

- Wciąż na sa­li. - od­parła - Harry, oba­wiam się, że...

Ur­wała, jak­by to, co miała do po­wie­dze­nia było aż ta­kie straszne, że nie mogła się wysłowić. A ja nie miałem za­miaru cze­kać na je­j słowa. Mu­siałem zo­baczyć Nicoll. 

Ro­zej­rzałem się dookoła, od­najdując drzwi z na­pisem: SA­LA OPE­RACYJ­NA. ZA­KAZ WSTĘPU.
Dru­gie zda­nie miałem za­miar zig­no­rować.

Gemma, jak­by od­czy­tując mo­je myśli, złapała mnie za rękę, chcąc mnie pow­strzy­mać przed po­pełnieniem głup­stwa. Ja jed­nak byłem pew­ny swo­jego, i szyb­ko wys­wo­bodziłem się z uścis­ku, po czym ruszyłem w tamtą stronę. 

Po­mie­szcze­nie za drzwiami nie było salą ope­racyjną, ale czymś w rodza­ju przed­sion­ka. Znaj­do­wało się tu pełno umy­walek, gu­mowych ręka­wiczek i ma­seczek, mających za­pew­nić le­karzom ste­ryl­ność pod­czas ope­rac­ji. Na końcu znaj­do­wały się ko­lej­ne drzwi, tym ra­zem z szybą, przez którą mógłbym spo­koj­nie zaj­rzeć do środ­ka. Na­wet nie mu­siałbym tam wchodzić. 

Niepew­ny co tam zo­baczę, zaczęłem się po­woli zbliżać do praw­dy. Kiedy od drzwi dzieliło mnie ja­kieś pięć metrów usłyszałem ja­kiś dźwięk. Na początku sądziłem, że to po pros­tu piszczy mi w uszach, ale w miarę zmniej­sza­nia się od­ległości między mną a stołem ope­racyj­nym, odgłos się na­silał. W końcu zro­zumiałem że to apa­ratu­ra piszczy, oz­naczając brak tętna. 

Na­wet nie wiem, kiedy dokład­nie doszłem do drzwi. Oparłem dłoń na szy­bie i spoj­rzałem na dra­mat, roz­gry­wający się kil­ka metrów da­lej: le­karze, w far­tuchach ob­fi­cie zap­la­mionych krwią, bez­sku­tecznie reani­mowa­li ko­bietę leżącą na sto­le ope­racyj­nym. Nie byłam w sta­nie doj­rzeć jej twarzy, więc od ra­zu na­rosła we mnie nadzieja, że to może jed­nak nie jest mo­ja Julii. Że to ktoś in­ny, a ona leży już spo­koj­nie w ja­kimś in­nym po­koju i od­poczy­wa po uda­nej ope­rac­ji.

A po­tem zo­baczyłem twarz. Twarz bez żadnego wyrazu. 

To była ona. I właśnie ją tra­ciłem.

Ale ona nie mogła um­rzeć. Obiecała mi to. Obiecała, że nig­dy nie zos­ta­wi mnie tak, jak zos­ta­wiła mnie rok temu. Obiecała mi w nocy.

A te­raz umiera. Dokład­nie jak, rok te­mu.

Głos uwiązł mi w gar­dle, i zdołałem wy­dać z siebie tyl­ko cichy jęk, kiedy jej ciało pod­skoczyło pod wpływem elek­trow­strząsów. Syg­nał wciąż był ciągły. Ser­ce nie pra­cowało.

- Nicoll, nie rób mi te­go… - szepnęłem z tru­dem pow­strzy­mując łzy – Nie zos­ta­wiaj mnie…

W końcu zdałem so­bie sprawę, że nie powinienem był tu przychodzić. Nie powinienem był w ogóle te­go widzieć. Ale te­raz nie mogłem jej zos­ta­wić. Nie mogłem odejść.

Ko­lej­ny wstrząs.
Żad­nej zmiany.
Jeszcze je­den.
Brak pul­su.


Widziałem, jak umiera wszys­tko, co kocham.
ZAŚ!

~*~

___________________________________________
Lolz, zaś Nicoll ma walkę ze śmiercią. Jak myślicie przeżyje ?

4 komentarze:

  1. Hey nie rób mi tego, powiedz , że ona przeżyje ! Że tam na sali to był kto inny ! ONA MUSI ŻYCI !!! Oni muszą być razem .

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty mała xyz !!! Wykastruje Cię, jeżeli ona nie przeżyje!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :o
      Mam się bać?
      Boziu... Wzywam psychiatrę :)

      Usuń
  3. Biedny to wszystko widział. Nie możesz tego zrobić, ona musi żyć.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. <3

    OdpowiedzUsuń